Powinniśmy za prawy brzeg Wisły zaglądać zdecydowanie częściej
Przecieranie szlaków można zgrabnie i z rozmachem rozpocząć od wizyty w Lublinie, którego urok nie tkwi w rozmachu, lecz w szczegółach.
Koziemu Grodowi brak symbolu robiącego furorę na okładkach czasopism i internetowych memach. Komuś, kto tu nigdy nie był, ciężko skojarzyć miasto z czymś konkretnym (my jednak twierdzimy, że np. lubelski Baobab ma swoją sławę ;) – przyp. BlaBlaCar). Gdyby o Lublin zapytać mieszkańców dużych polskich zachodnich miast z pewnością w odpowiedziach usłyszelibyśmy zaczepne teksty, że to już Ukraina bądź brak koncepcji na sensowną ripostę wyraziłoby wzruszenie ramion. Z takim stereotypowym traktowaniem borykają się wszystkie spore miasta wschodnich regionów Polski. Czy to możliwe, że w miejscach wielokulturowych, istniejących od stuleci, zamieszkiwanych przez po kilkaset tysięcy osób nie znajdziemy nic wartego uwagi? W każdym z nich spotkamy wciągające historie i intrygujące lokacje, trzeba wyciągnąć przyjazną dłoń w stronę tego, co nieznane. Lublin dzięki swoim osobliwościom powinien być zdecydowanie częściej odwiedzanym miastem. Powodów jest wiele.
Przede wszystkim starówka
Wymieniamy Kraków, Gdańsk, Wrocław i Zamość jako przykłady wspaniałych, nietuzinkowych rynków, wyróżniających się na tle nie tylko innych Polskich miast, ale i majestatycznych zabudowań metropolii Europy Zachodniej. Mocno niesprawiedliwe jest nie uwzględnienie w tym szeregu Lublina, którego stare miasto, jeszcze nie tak dawno pełne sypiących się domostw, dziś odradza się w blasku pięknie wyremontowanych, pastelowych kamienic. Zamknięta z jednej strony średniowieczną Bramą Krakowską, a z drugiej Bramą Grodzką usytuowana na spadzistym wzgórzu starówka wymaga poświęcenia szczególnej uwagi, uważne spacerowanie pokrętnymi uliczkami zaowocuje niejednym, zupełnie niespodziewanym zachwytem. Na tym samym obszarze oglądniemy też budowle sakralne reprezentujące style od gotyku do baroku. Całość pozostawi trwalsze wrażenie gdy skorzystamy na koniec z podziemnej trasy turystycznej prowadzącej przez 300 metrów po piwnicach zabudowy Starego Miasta.
Starówka Lublina nie jest jego imprezowym centrum, kamienice kryją masę stylowych i oryginalnych knajp, ich klimat wyważa renesansową świeżość (często ze względu na architekturę) i mityczność lokalnych legend (na przykład historia o Czarciej Łapie). Łatwiej będzie się tu odnaleźć osobom stroniącym od głośnych dyskotek i dudniących basów. Bardzo przyjemnie siedzi się tu w lecie, w jednym z restauracyjnych ogródków, wieszając co chwilę wzrok na jedynym budynku Trybunału Koronnego istniejącego w Polsce.
Przykro by było przyjechać do Lublina i nie obejrzeć słynnej wśród znawców architektury, ale i nie tylko, kaplicy Trójcy Świętej, będącej częścią zamku pochodzącego z XII wieku. W budynku obok umieszczono słynny obraz Jana Matejki pt. „Unia lubelska” rozmiarami sowicie działający na wyobraźnie. Urozmaicone stałymi i okresowymi ekspozycjami zamkowe muzeum jest dobrym kandydatem na popołudniową wycieczkę. Tego miejsca tyczy się też kawałek bardzo przykrej historii – w czasach II wojny światowej mordowano w nim polskich żołnierzy.
Ze względu na wybijające się ponad standard zagęszczenie terenów zielonych, Lublin poleciłbym osobom, które uwielbiają spędzać czas spacerując. Park Saski, zalew Zemborzycki, wąwóz na Czubach, Stary Gaj i wiele skwerów w całym mieście mają znaczny wpływ na wolniejszy tryb funkcjonowania mieszkańców miasta. Niby każde duże miasto ma parki, w których można zasiąść i pokarmić łabędzie – w Kozim Grodzie to nie tylko ławki i krzewy, ale kubeł zimnej wody na pogoń i stres.
Z ogrodu do ogrodu, w ramach ciekawostki, przemieścimy się trolejbusem. Na mapie Polski – oprócz Lublina – taką atrakcję zapewniają jedynie Gdynia, Sopot i Tychy. Sama jazda nie odbiega wiele od podróży zwykłym autobusem, ale miasto oplątane trakcją, pod którą nie ma szyn, to widok bardzo rzadki.
Stolica lubelszczyzny w wersji weekendowej rozpali ciekawość i chęć zanurzenia się w historie czyhające po cichu we wschodniej Polsce. Sam Lublin nasycony jest jeszcze wieloma, dziś już śmieszącymi, ale i budzącymi nutkę nostalgii, symbolami poprzedniej epoki. Bo gdzie indziej w centrum miasta, w odległości 200 metrów od McDonalda, zasiądziemy w barze wyposażonym w wagę szalową? Albo z taką regularnością poprzyglądamy się tabliczkom z nazwami ulic charakterystycznymi dla czasów realnego socjalizmu? Bądź dostaniemy szansę uczestnictwa w jednym z barwnych festiwali kulturowych, jak chociażby „Noc kultury”? Właśnie tutaj i po to zapraszamy do Lublina.
Choć założę się, że w tym mieście zawsze będzie można znaleźć jeszcze niejedną intrygującą rzecz
Bartek Szaro z