Po pierwsze: festiwal Kazimiernikejszyn, czyli wydarzenie bez spinki, któremu partnerujemy :) A po drugie: to po prostu szczególne, magiczne miejsce. Zresztą – przeczytajcie sami, jak zacnie opisuje je Bartek z Paragonu z Podróży…
Nadwiślańska… kolia?
Słowo „perła” kojarzy się z czymś wyjątkowym, cennym i eleganckim. Lubimy używać tego terminu opisując miasta, krainy geograficzne bądź dzieła sztuki – coś, co w sposób nietuzinkowy przypada do gustu. Gdzie takich pereł szukać w Polsce? Z pewnością każdy ma swoje, ale Kazimierz Dolny nad Wisłą to nie tyle perła, co drogocenna kolia wysadzana szlachetnymi kamieniami, robiąca wrażenie nawet na najbardziej wymagających jubilerach…
Kazimierz nad Wisłą odwiedzałem już wiele razy
Nie powiem, że jest to miasto, w którym przy każdej kolejnej wizycie można odkryć coś nowego. Przyjeżdża się tu zdecydowanie z innego powodu: by przenieść się w czasie do innej epoki i chłonąć artystyczną atmosferę, jaka wylewa się z tutejszych galerii, kamienic i knajp.
Gdyby tak przeliczyć liczbę zabytków na jednego mieszkańca Kazimierza Dolnego, to myślę, że uzyskalibyśmy współczynnik pretendujący do jakiejś światowej rangi nagrody. Okolice zamieszkuje ok. 3500 osób i idę o zakład, że każdy z mieszkańców ma nie dalej jak 100 metrów do pamiętającej czasy Jana Sobieskiego kamienicy, XVI-wiecznego spichlerza z najlepszego dla Polski okresu handlu zbożem, zabudowań warownych czy willi, w której tworzył znany artysta. Kazimierz jest niesłychanie bogaty i wartościowy, to wizytówka polskiego baroku, azyl dla miłośników sztuki, sentymentalny obraz złotego wieku naszego kraju. I cały ten kunszt można odkryć bardzo szybko, choć – by go w pełni docenić – na pewno potrzeba czasu.
Przejdźmy się wspólnie po mieście
Niewielki rynek o klasycznym kształcie prezentuje się jak scenografia filmowa – tak bogato zdobionych i majestatycznych kamienic nie zobaczymy nigdzie indziej. Między piękne, zwieńczone wolutami i pinaklami domy, wplecionych jest kilka karczm nie odbiegających stylem od całej zabudowy. To bardzo ważne, że nie pozwolono zaaranżować tu jakiegokolwiek budynku na nowoczesną modłę. Zdecydowanie zachwiałoby to jednolitością rynku i pogrzebało jego największy walor. Sama przestrzeń głównego placu to natomiast scena dla rozmaitych działań – szczególnie w lecie dzieje się tu bardzo dużo. Od imprez związanych z folklorem, przez festiwale filmowe, po koncerty znanych zespołów. Romantyków klimat rynku – bez względu na porę roku – chwyci za serce wieczorem. Gdy światło z rozsądnie ulokowanych lamp zacznie odbijać się od misternych kamieniarskich ozdób całej rynkowej zabudowy, które na dodatek pomalowane są na ciekawe kolory, atmosfera unosząca się w powietrzu wyciąga z człowieka błogość i ciche westchnienia. Idealne antidotum na złość i nerwy. Zamiast pojechać do SPA czy sanatorium na dwa tygodnie, można po prostu wpaść wieczorem na kazimierzowski rynek na piwo i rybę.
Bardzo lubię, gdy można zobaczyć panoramę miasta
Kazimierz Dolny najlepiej oglądać z góry z XIII wiecznej baszty, która jest najstarszym zabytkiem miasta. Stoi na ulokowanym 10 minut od rynku wzgórzu. Jak na dłoni widać stąd symbiozę mozolnie płynącej Wisły z niespiesznym biegiem wypadków osadzonego na jej prawym brzegu renesansowego miasteczka.
Szczególnie polecam urządzenie sobie długiego, niezobowiązującego spaceru bulwarem nadwiślańskim. Wbrew pozorom dużo się tutaj dzieje. Wystarczy na przykład wypożyczyć łódkę lub kajak i powiosłować przez chwilę oglądając z perspektywy niegdysiejszego kupca starodawne, lecz wciąż czarujące, spichlerze stojące przy brzegu.
Jeśli ktoś lubi spacery i znudzi mu się już okrążanie rynku i jego okolic (a proszę mi wierzyć na słowo: można to robić długimi godzinami!) to mogę z pełną odpowiedzialnością zaproponować wizytę w wąwozach lessowych otulających miasteczko. Mnóstwo jest w tej okolicy ścieżek i szlaków, ale te najciekawsze, najbardziej oderwane od rzeczywistości, prowadzą przez osuwiska skalne i wąwozy wyrzeźbione w lessach. Można poczuć się jak mrówka dreptająca w trawie. Nie ma też zbyt wielu tego rodzaju miejsc w Polsce. Gdyby komuś się ponadprzeciętnie takie spacerowanie spodobało, po więcej można pojechać do okolicznej Bochotnicy. Znajduje się tam obszar o największym współczynniku rozcięcia formami erozji wąwozowej w całej Europie.
Można do Kazimierza przyjechać, zrobić kilka ładnych zdjęć, zerknąć na Wisłę i pojechać dalej. Nie będzie to jednak w pełni satysfakcjonująca wizyta. By pozwolić mu na siebie wpłynąć, trzeba tu jednak chwilę posiedzieć, nawdychać się przez dłuższy czas tego powietrza, wpuścić w krew charakterystyczny koloryt zamierzchłych czasów, oswoić uszy ze śpiewem mieszkających wszędzie ptaków. Lepiej przyjechać raz, a porządnie, niż przelecieć przez miasto jak ryś przez ścieżkę. Nie trzeba całego weekendu, by zobaczyć nie tylko najciekawsze miejsca Kazimierza, ale nawet i każdy jego budynek, ale właśnie trzy lub dwa dni będą akurat by poczuć się ekskluzywnie zachwyconym wyjątkowością miasta i dostrzec blask wszystkich jego pereł…
Bartek Szaro z