Londyn to taka moja dzicz
Setki, tysiące wręcz gatunków, olbrzymia, przeładowana, tętniąca życiem dżungla. Dziewiąta wizyta w tym miejscu okazała się przełomem w moim krótkim, acz intensywnym życiu. Po raz pierwszy nie dałam się zwieść turystycznym szlakom, założyłam słuchawki i poszłam przed siebie.
Wiecie, sporo się nauczyłam podczas tych krótkich pięciu dni, na przykład, że 100% chińczyków, których znam, ma na imię Xiang. Albo jak bardzo podczas samotnych spacerów przydaje się TripAdvisor. Albo że przypadkowa wizyta w kościele może zupełnie odmienić moje spojrzenie na relację wierny-duchowny. Albo że w Daisy Green na Seymor Street są najlepsze brownie na świecie.
Przede wszystkim nauczyłam się jednak sporo o sobie.
Jak też tak chcecie to jedźcie tam, ale sami. Potem wszystko będzie już tylko lepsze.